– Tym, czego może nam brakować w najbliższych latach i co stanowi wąskie gardło w rozwoju morskiej energetyki wiatrowej, są regulacje, które wciąż w niewystarczający sposób zapewniają, że proces developmentu będzie przeprowadzony wystarczająco szybko – mówi Michał Piekarski, partner w kancelarii Baker McKenzie. Jego zdaniem realizacja tak ogromnych inwestycji może wymagać nie kosmetycznych zmian w ustawach czy rozporządzeniach, ale dedykowanej specustawy. Potrzebne jest m.in. zdecydowane przyspieszenie procesu wydawania decyzji administracyjnych i przyznawania nowych pozwoleń lokalizacyjnych na Morzu Bałtyckim. Inaczej nie uda się dotrzymać ambitnych harmonogramów inwestycyjnych, zgodnie z którymi przed 2030 rokiem moc zainstalowana w offshore mogłaby sięgnąć nawet 10 GW, o wiele więcej, niż zakłada aktualna Polityka energetyczna Polski do 2040 roku.
Otoczenie prawne dla rozwoju branży offshore dziś wygląda bez wątpienia lepiej niż jeszcze kilka lat temu, głównie za sprawą ustawy o promowaniu wytwarzania energii elektrycznej w morskich farmach wiatrowych, która weszła w życie na początku 2021 roku i stworzyła podstawy dla rozwoju takich projektów. Mimo to pod względem regulacyjnym sytuacja branży offshore’owej wciąż jest jednak daleka od ideału.
– Projekty w Polsce rozwijane są w dwóch fazach. Pierwsza, która
teraz jest już praktycznie na etapie zakupów, czyli procurementu,
zamawiania dóbr i usług na potrzeby realizacji tych projektów. Natomiast
druga jest w kluczowym momencie przyznawania nowych pozwoleń
lokalizacyjnych na Morzu Bałtyckim. Ta druga faza jest regulowana tzw.
rozporządzeniem rozstrzygającym. I tutaj pojawiają się problemy związane
z interpretacją tegoż rozporządzenia i emocje związane z tym, do czego
to rozporządzenie nas zaprowadzi, kto otrzyma pozwolenia lokalizacyjne
na Bałtyku. Jest więc przestrzeń do tego, żeby tę regulację wciąż
poprawiać i sprawić, że ona będzie jednoznaczna, niekoniecznie promująca
określone grupy inwestorów, a takie zagrożenie rzeczywiście może w tej
chwili istnieć – mówi agencji Newseria Biznes Michał Piekarski, partner i
szef praktyki Energetyki i Infrastruktury w kancelarii Baker McKenzie.
Jesienią
ubiegłego roku zawarte zostało porozumienie sektorowe na rzecz rozwoju
morskiej energetyki wiatrowej w Polsce, którego sygnatariuszami są m.in.
organy administracji rządowej i kluczowe ministerstwa, podmioty z
sektora oświaty i nauki, inwestorzy oraz organizacje branżowe – łącznie
ponad 200 podmiotów. Dokument, który został dobrze przyjęty przez
branżę, ma stanowić bazę do współpracy i przyczynić się do
maksymalizacji tzw. local content, czyli udziału polskich
przedsiębiorców w łańcuchu dostaw dla morskiej energetyki wiatrowej.
Rząd zapowiedział też uproszczenia dotyczące postępowań
administracyjnych związanych z budową farm wiatrowych w polskiej
wyłącznej strefie ekonomicznej na Bałtyku. Ekspert ocenia jednak, że to
wciąż za mało, aby przyspieszyć rozwój takich projektów.
–
Pewne nowelizacje przepisów zostały wprowadzone, ale to jeszcze
stanowczo za mało. Przy projektach o łącznej mocy niemal 11 GW, a
docelowo mówimy łącznie o 15–16 GW z uwzględnieniem trzeciej fazy, nie
ma przestrzeni do drobnych zmian w przepisach. To jest miejsce być może
do zaprojektowania i wdrożenia specustawy, która – na wzór innych,
krytycznych dla sektora energetycznego obszarów – pozwoliłaby dać impuls
do rozwoju i radykalnie uprościć ścieżkę otrzymywania pozwoleń – ocenia
ekspert Baker McKenzie. – Niestety szanse oceniam jako umiarkowane, de
facto nie jest to aktualnie przedmiot dyskusji.
Jak wynika z
szacunków WindEurope, przytaczanych w raporcie PSEW („Wizja dla Bałtyku.
Wizja dla Polski”), na polskich wodach Bałtyku jest potencjał do
zainstalowania 28 GW mocy. W perspektywie 2050 roku farmy wiatrowe na
morzu mogłyby zaspokoić prawie 60 proc. krajowego zapotrzebowania na
prąd. To jednak długofalowa, optymistyczna perspektywa, która wymagałaby
mocnego impulsu rozwojowego i dużych ułatwień dla branży przy
realizacji takich projektów. Jak na razie rządowa strategia zakłada, że
do końca obecnej dekady moc zainstalowana w offshore ma sięgnąć ok. 5,9
GW, a w 2040 roku – 11 GW.
– Cały czas jest wiara w to, że te
harmonogramy – już teraz szalenie ambitne – w aktualnym otoczeniu
prawnym są możliwe do realizacji. Chciałbym być dobrej myśli, ale wydaje
mi się, że te cele i daty, o których mówimy, są jednak niewyobrażalnie
optymistyczne. Aby móc ich dotrzymać, trzeba by rozpocząć rozmowy już
dzisiaj – mówi Michał Piekarski. – Musimy mieć silny impuls ze strony
rządu, program rozwoju morskiej energetyki wiatrowej musi być programem z
całą mocą wspieranym przez państwo, również w drodze administracyjnych
ułatwień, i zmobilizować inwestorów, łańcuchy dostaw i urzędy
odpowiedzialne za wydawanie pozwoleń, aby druga oraz trzecia faza tych
projektów rozwijała się jak najszybciej. Ten impuls i wspólne działanie
są absolutnie kluczowe.
Zainteresowanie inwestorów
zagranicznych realizacją inwestycji na polskich wodach Bałtyku jest
ogromne, co widać po wnioskach złożonych w drugiej fazie realizacji
projektów offshore’owych, czyli o wydanie pozwoleń lokalizacyjnych. W
grze są najwięksi światowi gracze.
– Istniejące przepisy mogą
jednak – w sposób niebezpośredni – powodować, że balans między
podmiotami z Polski, należącymi do Skarbu Państwa, versus podmiotami
zagranicznymi w wolumenie rozdanych pozwoleń lokalizacyjnych może być
lekko zachwiany. Natomiast to nie jest jeszcze przesądzone. Tajemnicą
przedsiębiorstwa podmiotów zagranicznych jest to, jakie mają asy w
rękawie i czego użyją w procedurze rozstrzygającej – mówi szef praktyki
Energetyki i Infrastruktury w Baker McKenzie. – Perspektywa rozwoju
energetyki to nie miesiące czy lata, ale dekady. Jestem pewien, że w
ciągu najbliższej dekady projekty morskiej energetyki wiatrowej w Polsce
będą rozwijane wspólnie przez krajowe podmioty – takie jak PKN Orlen
czy PGE oraz podmioty zagraniczne, zarówno z sektora odnawialnego, a
może i z branży oil and gas, która w tym momencie przechodzi
transformację energetyczną.
Poza kwestiami regulacyjnymi konieczne dla przyspieszenia rozwoju offshore w Polsce jest tworzenie lokalnego łańcucha dostaw.
–
Aby zrealizować projekty o wartości 10, 20 czy 30 mld zł, potrzebne są
nie tylko wola i finansowanie, ale też ręce do pracy. Byłoby wspaniale,
gdybyśmy mogli te projekty realizować polską kadrą. Potrzebne są również
fabryki, porty instalacyjne i cały łańcuch dostaw, który już w tym
momencie powinniśmy budować, żeby móc realizować projekty offshore teraz
i za kilka lat – mówi Michał Piekarski.
Bruksela zatwierdza pomoc publiczną dla projektów MFW Bałtyk 2 i 3
Vestas ze stratą operacyjną, chociaż popyt na turbiny wciąż rośnie
Eastern Green Link 2 zatwierdzony. Rozpoczyna się budowa największego, podwodnego projektu energetycznego w Wielkiej Brytanii
Największa na świecie pływająca platforma wiatrowa wyrusza w morze
PGE Baltica zaprasza na sierpniowe atrakcje w Ustce
Media: znaleziono obfite zasoby gazu ziemnego na Morzu Południowochińskim