• <

28-letni Patryk Felmet nie musi już niczego udowadniać. Rozmowa z prezesem firmy Rezerwa, która pod jego rządami prężnie się rozwija

Joanna Kubik

03.09.2017 18:58 Źródło: własne
Strona główna Porty Morskie, Terminale, Logistyka Morska, Transport Morski 28-letni Patryk Felmet nie musi już niczego udowadniać. Rozmowa z prezesem firmy Rezerwa, która pod jego rządami prężnie się rozwija

Partnerzy portalu

28-letni Patryk Felmet nie musi już niczego udowadniać. Rozmowa z prezesem firmy Rezerwa, która pod jego rządami prężnie się rozwija - GospodarkaMorska.pl

Minął rok, odkąd 28-letni Patryk Felmet zarządza firmą Rezerwa, spółką zależną od Zarządu Morskiego Portu Gdańsk. Kiedy obejmował swoje stanowisko, media nie dawały mu zbyt wielkich szans na powodzenie. Dogryzali, że do pracy zakłada trampki. Dziś na swoim koncie ma szacunek pracowników, nowe kontrakty i wypracowany niemały zysk. O pracy, jaką włożył w rozwój spółki, której przyszłość wisiała na włosku, rozmawiamy z jej prezesem, Patrykiem Felmetem.

Złośliwi mówili, że przychodzi Pan do pracy w trampkach, co miało być przytykiem do Pańskiego wieku. Chodzi Pan w tych trampkach?

Chodzę, choć doceniam głosy, które uważają, że powinienem poruszać się lektyką. Proszę sobie wyobrazić, że niezależnie ode mnie wielu moich pracowników również przyodziewa trampki. Jesteśmy więc jedną trampkową rodziną.

Jaka była Pana pierwsza decyzja, którą Pan podjął jako prezes Rezerwy?


Powiedziałem moim współpracownikom, żeby przestali składać pisma do zarządu, bo jeśli chcą się czegoś dowiedzieć, mogą przyjść i zapytać. To może brzmi dziwnie, ale poprzednie władze w spółce właśnie w taki sposób komunikowały się z pracownikami. Żadnych rozmów na szczeblu szef-pracownik praktycznie nie było.  

To raczej nie za dobrze działo się w firmie.


Niestety tak i to zarówno na poziomie zarządzania ludźmi, jak i finansami. Pracownicy opowiadali mi, że traktowano ich tylko jako osoby do wykonywania poleceń, niejednokrotnie dochodziło do sytuacji stykowych, w których granica między niezadowoleniem szefa a mobbingiem jest bardzo cienka. Warunki pracy zatrudnionych, ich zarobki, w mojej ocenie, były na skandalicznym poziomie i często wypłacane w sposób uznaniowy. Z opowieści wiem, że bywały sytuacje, w których stawka za wykonanie pracy ustalana z zarządem opiewała na kwotę 20 zł za godzinę, a na koniec dnia okazywało się, że  jednak będzie to np. 16 zł czy 18 zł. Ludzie nie mogli mieć pewności, za ile pracują.

Jeśli chodzi o politykę finansową, to była prowadzona w sposób chaotyczny. Zdarzały się miesiące, w których osiągnięto wynik np. na poziomie minus 50 tys. zł, a w następnym miesiącu był 180 tys. zł na plusie, po czym kolejny miesiąc ponownie zamykano na minusie. Audytorzy, którzy sprawdzali sprawozdania finansowe spółki mówili, że w niektórych latach jej funkcjonowanie było zagrożone, w niektórych wręcz przeciwnie. Brakowało poczucia stabilizacji.

Trzeba było zatem ostro zabrać się do pracy.

Przede wszystkich przeanalizowaliśmy koszty i zaczęliśmy szukać oszczędności. Naszym celem nadrzędnym nie było jednak cięcie kosztów, tylko zwiększanie przychodów i zwiększanie marży oferowanych usług. Udało nam się renegocjować umowy z kluczowymi klientami. Wywalczyliśmy uśredniony wzrost stawek o 18,47 proc. Podpisaliśmy m.in. aneks do umowy zawartej ze spółką zajmującą się przeładunkiem paliw, w myśl którego stawka wrosła o 20 proc. Nowa umowa z kolejną firmą przeładunkową to wzrost stawek o 19 proc. Umowa na utrzymanie porządku i czystości w budynkach portu to wzrost wynagrodzenia o 8 proc. Wynegocjowaliśmy też wzrost o 278 proc. stawki umowy dotyczącej bieżącego utrzymania i cyklicznej pielęgnacji terenów zielonych. Wartość tego kontraktu opiewa teraz na ponad 2 mln zł.

Co więcej, podpisaliśmy nowe kontrakty, które gwarantują sprawne funkcjonowanie spółki przez kilka lat. Do końca pierwszego kwartału mamy do zakontraktowania 3,2 mln zł.  Pracy więc będzie pod dostatkiem.

Zarząd Morskiego Portu Gdańsk wręcz chwali się wynikami, które osiągnęliście.

Zanotowaliśmy dość dużą dynamikę zmian, jeśli chodzi o wyniki finansowe. Możemy mówić o zysku na poziomie 132 tys. zł i to jest stan na 31 lipca. Co istotne, od początku roku odnotowujemy wynik na plusie i rośnie on sukcesywnie. Zależy nam na stabilnym wzroście, a nie radosnych strzałach. Szacujemy, że zamkniemy rok z przychodem na poziomie 11 mln zł (a nawet możemy go przekroczyć) i z prognozowanym zyskiem na poziomie 440 tys. zł. Wynik pewnie mógłby być dużo wyższy, ale cześć tego zysku przeznaczamy na inwestycje. Tak wysokiego wyniku spółka nie wypracowała od 2006 r.

Jak się Panu to udało?


Nie jestem Harrym Potterem, tutaj nie było żadnej magii. Okazało się, że rozmawiając z pracownikami, traktując jak współpracowników i szanując ich, jesteśmy w stanie osiągać takie wyniki. Kiedy obejmowałem stanowisko, na zwolnieniach lekarskich przebywała duża część zatrudnionych w administracji. Atmosfera i motywacja do pracy była na niskim poziomie.

Jak namówił Pan ich do powrotu?

Nie namawiałem, sami wrócili. Rozumiem, że ludzie nie chcą zmian, nie ich lubią. Zmiany sprawiają, że odczuwają dyskomfort. Mam więc świadomość, że moi współpracownicy nie byli pewni, co ich czeka, musieli trochę poobserwować z boku. Gdy opadły już pierwsze emocje i okazało się, że nie taki diabeł straszny, dołączali do zespołu.

Zmieniliśmy też politykę płacową, choć to raczej nie był główny czynnik, który spowodował, że pracownicy mi zaufali. Pieniądze były jednak ważne. Proszę sobie wyobrazić, że najwyższe wynagrodzenie w spółce wynosiło 4200 zł brutto. Prokurent spółki, pani, bez której nie wyobrażam sobie funkcjonowania firmy zarabiała 3700 zł brutto i było to drugie najwyższe wynagrodzenie. Teraz kierownicy działów otrzymują od 4500 tys. zł w górę, w zależności od doświadczenia i specyfiki działu. Podwyżki wynagrodzeń otrzymali również pracownicy fizyczni, a za chwilę dostanie je personel sprzątający. Oczywiście na teraz nie są to gigantyczne różnice, ale mam wrażenie, że pracownicy rozumieją, że staramy się, jak możemy, by znaleźć odpowiedni balans między wzrostem płac i niezbędnymi inwestycjami.

Inwestujemy w pracowników od drugiej strony. Jestem wielkim fanem motywacji pozafinansowej – nasi ludzie mają zapewnioną opiekę medyczną, posiadają do dyspozycji również roczny budżet. Mogą wykorzystać na wybrane przez siebie szkolenia, które nie muszą być bezpośrednio związane z wykonywanym przez nich zawodem. No i od niedawna mamy przepyszną kawę dostępną dla wszystkich.

Zainwestowaliście w ludzi, politykę finansową, ale także w infrastrukturę.


Gdy tutaj przyszedłem, to przy parkingu stała pusta buda dla psa. A kiedy Rezerwa ruszała do pracy, to cały port o tym wiedział, bo 17-letnia flota samochodów firmowych głośno dawała o sobie znać.  Z drżeniem serc zastanawiano się, czy samochód w ogóle odpali. Inwestycje w tym zakresie były więc niezbędne. Kupiliśmy 3 samochody, ciągnik i koparko-ładowarkę, która kosztowała  250 tys. zł. W pierwszym półroczu tego roku wydaliśmy na inwestycje 310 tys. zł, podczas gdy w analogicznym okresie rok wcześniej nakłady inwestycyjne wynosiły 20 tys. zł. Zmiana jest o 1067 proc. I to nie uwzględnia poczynionych przez nas nakładów np. na remonty łazienek czy prace estetyzujące.

Od sprzątania, przez prace torowe, do agencji pośrednictwa pracy. Rezerwa ma dość szeroki wachlarz oferowanych usług. To atut czy wada?

Mieliśmy prawie 100 pozycji w kodach pkd, włącznie z montażem filmów. Mogliśmy robić praktycznie wszystko, oprócz może budowy samolotów.  A poważnie, to mamy kilka linii biznesu. Jedną z nich jest utrzymanie czystości wewnętrznej, a więc sprzątanie biur, druga to utrzymanie terenów zewnętrznych, trzecia: prace kolejowe i torowe, czyli remonty torów, bocznic, utrzymanie ich w przejezdności, bieżąca konserwacja. Czwarta to budowa, modernizacja ogrodzeń, ostatnia to działalność agencji pracy tymczasowej. Mając tak bogato rozbudowane portfolio, możemy naprawdę wiele osiągnąć.

Musicie zatrudniać ludzi o szerokich umiejętnościach. Nie ma z tym kłopotu?

Jest i to ustawiczny. Szczególnie teraz, kiedy jest sezon na koszenie czy na prace utrzymania zewnętrznego, to mamy bardzo duży problem kadrowy. Dlatego chętnie zatrudniamy pracowników z Ukrainy, pomagamy im także w niezbędnych formalnościach. Współpracujemy również z zakładem karnym - pracują u nas osadzeni. Dodam, że płacimy całkiem nieźle i chętnie zatrudniamy na umowy o pracę. Mogę z ręką na sercu powiedzieć, że Rezerwa jest dobrym pracodawcą.

Mam wielkie szczęście do pracowników, to zgrana ekipa. Kiedy zapytałem ich, kto chciałby pomóc w usuwaniu skutków nawałnicy w Brusach, zgłosiło się 30 osób. Dzięki ich zaangażowaniu oraz współpracy z ZMPG mogliśmy wysłać tam profesjonalny sprzęt i fachowców, którzy wiedzą, jak sobie poukładać pracę, żeby była sprawna i skuteczna.

A jakimi pracownikami są więźniowie?

Bardzo dobrymi. Na dowód tego, że decyzja o ich zatrudnieniu była słuszna, powiem, że niedawno jeden z nich po zakończeniu wyroku  przyszedł do nas do pracy. Co ciekawe, przy obecnym rynku pracy czy nawet bardziej, rynku pracownika, obserwuję swego rodzaju boom na zatrudnianie osadzonych. Zgłosiliśmy zapotrzebowanie na 40 pracowników, dostaliśmy zaledwie 8. Pewnie po części wynika to z tego, że zakład karny chce nas sprawdzić, co jest zrozumiałe, ale też stąd, że zainteresowanych współpracą z zakładami karnymi firm jest tak dużo, że służba więzienna nie posiada aż takich zasobów.

Jest Pan młodą osobą i w dodatku przyszedł do firmy niejako z „urzędu”. Mam na myśli partyjne zaplecze. Musiał Pan udowadniać, że nadaje się do tej pracy?

Szczęśliwie wszystkie publikacje dotyczące mojego „misiewiczostwa” pojawiły się już po kilku miesiącach mojego zarządzania firmą. Muszę powiedzieć, że moi pracownicy zachowali się fantastycznie. Nigdy nie unikałem konfrontacji z mediami, zachęcałem ich nawet do rozmowy z pracownikami, którzy przecież są najlepszymi recenzentami mojej pracy. Niestety żaden z tych dziennikarzy nie chciał z nimi rozmawiać. Byli zainteresowani udowodnieniem tezy, z którą przyjechali.  

Stara prawda mówi, że „po owocach ich poznacie”. Kiedy ktoś mnie pyta o wiek czy współpracę z PIS-em, odpowiadam, że poprzedni zarząd był tutaj niemal od początku istnienia spółki, wydawać by się więc mogło, że były to osoby z wieloletnim doświadczeniem w zarządzaniu, uznani menedżerowie doskonale znający branżę. Cóż, tym pięknie się różni biznes od polityki, że w biznesie liczą się twarde dane i konkretne wskaźniki.

Prowadzę transparentną politykę informacyjną w zakresie tego, co dzieje się w Rezerwie, jakie zmiany zachodzą i jakie wyniki osiąga. I proszę sobie wyobrazić moje zdziwienie, że teraz media już nie są tym zainteresowane. W tej chwili nie słyszę już żadnych zarzutów pod swoim adresem.

Dziękuję za rozmowę

Partnerzy portalu

port_gdańsk_390x100_2023

Dziękujemy za wysłane grafiki.