pc
Ze wstępnych ustaleń wynika, że do ataków na dwie saudyjskie rafinerie wykorzystano irańską broń, a ataków nie przeprowadzono z terytorium Jemenu - poinformowała w poniedziałek dowodzona przez Arabię Saudyjską koalicja zaangażowana w jemeński konflikt zbrojny.
Rzecznik koalicji płk Turki al-Malki powiedział na konferencji prasowej w Rijadzie, że śledztwo wszczęte w sprawie sobotniego incydentu trwa oraz że prowadzone są próby ustalenia, skąd dokonano ataków.
Wcześniej do przeprowadzenia ataków na saudyjskie dwie instalacje naftowe przyznali się szyiccy rebelianci Huti, zwalczani przez saudyjską koalicję.
Al-Malki nie podał więcej szczegółów; zapowiedział jedynie, że rezultaty śledztwa zostaną podane do wiadomości publicznej po jego zamknięciu.
Odpowiedzialności Hutich zakwestionowały już wcześniej władze USA. Sekretarz stanu Mike Pompeo winę za ataki przypisał Iranowi, zaś prezydent Donald Trump na Twitterze zagroził uderzeniem odwetowym, nie precyzując, kogo USA uważają za sprawcę incydentu.
Celem sobotnich ataków były dwie instalacje naftowe koncernu Aramco w mieście Bukajk i Churajs na wschodzie Arabii Saudyjskiej. W rezultacie wydobycie saudyjskiej ropy zmniejszyło się o połowę (w skali produkcji światowej spadek o 5 proc.), co spowodowało wzrost cen tego surowca.
Naprawa uszkodzonej przez Rosjan Dnieprzańskiej Elektrowni Wodnej ma potrwać trzy lata
Prokuratura wszczęła śledztwo po pożarze magazynu w Nowym Porcie
W Bułgarii zakończyło się międzynarodowe ćwiczenie pk. "Breeze 2024". Brali w nim udział polscy marynarze
Ostatni rosyjski okręt miał opuścić port w Sewastopolu. Ukraina ogłasza kolejny sukces w wojnie
Ciężki dzień dla żeglugi na Morzu Czerwonym. Huti zaciekle atakowali statki. Kolejny został uszkodzony
Straż Miejska będzie częściej patrolować okolice Portu Gdańsk