Filipińskie władze wciąż oceniają skutki potężnego tajfunu Carina (Gaemi), który uderzył w kilka państw regionu Azji Południowo-Wschodniej. Spowodował ogromne opady deszczu i wystąpienia rzek, a silne wiatry doprowadziły do uderzeń potężnych fal morskich na wybrzeżu. W Manili, stolicy kraju, potężny prąd rzeczny znosił gruz, barki i łodzie.

Tajfun Carina rozwinął się na wschód od Filipin 19 lipca i doprowadził do opadów deszczu sięgających 100 cm. Jak podają władze, wzrósł nie tylko poziom wód, ale też prąd stał się silniejszy niż zwykle. Na jednym z nagrań widać, jak w mieście Quezon porwane barki uderzają w most, zderzając się też z kolejnymi jednostkami nawodnymi. Co najbardziej przeraża, na wielu z nich wciąż byli członkowie załóg, którzy próbowali wydostać się z pułapki.

Krajowa Rada ds. Zarządzania i Ograniczania Ryzyka Katastrof obecnie podała 28 lipca że w wyniku powodzi zginęło 28 osób, a na różne sposoby miało ucierpieć nawet 3,6 mln osób, z czego prawie 170 tys. zostało ewakuowanych z powodu podtopień. Doszło do zalania wyspy Luzon, jednego z najgęściej zaludnionego obszaru Filipin. Oprócz powodzi życiu ludzi zagrażały osunięcia ziemi, porażenia prądem  ww wyniku uszkodzenia linii wysokiego napięcia, połamanych drzew oraz zniszczenia budynków.

Jednym ze skutków tajfunu było zatopienie tankowca u wybrzeży Manili, przewożącego 1,4 mln litrów oleju opałowego. Doszło do uwolnienia przynajmniej części ładunku do wody, a w razie przedostania się całego do morza byłaby to największa katastrofa ekologiczna w historii kraju.

Aktualnie trwa ocena skutków powodzi i usuwanie zniszczeń w miastach. Wiele ulic jest nieprzejezdnych. W kraju odbywają się też akcje i zbiórki pomocowe związane z wsparciem ofiar powodzi.